Chciałabym z Wami podzielić się jedną z moich pasji, a mianowicie sportem. Od zawsze lubiłam ćwiczyć, ale nigdy nie traktowałam tego poważnie. Nie planowałam treningów. Nie zwracałam za bardzo uwagi na jakim etapie znajduje się moja kondycja. Po prostu robiłam to co lubiłam - grałam w koszykówkę, tańczyłam taniec towarzyski, sporadycznie biegałam itd.
Życie studenckie wciągnęło mnie tak, że z czasem zauważyłam fakt, że coraz bardziej brakuje mi aktywności fizycznej. W poniedziałki co prawda miałam wf, po którym nie byłam w stanie dojść na tramwaj, ale to jednak było dla mnie zbyt mało. Wraz z nowym rokiem postanowiłam coś zmienić. Pomysł dotyczący moich planów rozwijał się dość długo, ale brakowało mi punktu odniesienia, dzięki któremu mogłabym zacząć działać. Pewnego zimowego dnia (tak, zimowego, a konkretnie to styczniowego! sama jestem w szoku, że byłam do tego zdolna) postanowiłam pójść do parku i sobie pobiegać. Nie przejmowałam się tym, że jest zimno, że niedawno spadł śnieg, że ludzie dziwnie będą patrzeć. Po prostu się ubrałam i wyszłam. Założyłam słuchawki, włączyłam muzykę i rozpoczęłam swój pierwszy trening. Przebiegłam niewiele, bo moja kondycja nie była w rewelacyjnym stanie. To jednak nie odegrało istotnej roli. Z każdym krokiem, z każdym przebytym metrem czułam, że mogę więcej; czułam, że chce więcej! To było czymś niesamowitym.
Kiedy nie mogłam już biec dalej, zatrzymałam się i już wiedziałam, że to jest to, czego potrzebowałam. Serce biło mi jak szalone. Endorfiny w moim mózgu urządziły sobie imprezę, a ja z uśmiechem na twarzy wróciłam do mieszkania. To dopiero było coś! Poczułam szczęście - takie najprawdziwsze. To nie była chwilowa poprawa nastroju. Ja po prostu stałam się szczęśliwa. Uświadomiłam sobie, że mogę dużo więcej, że tak naprawdę to człowiek ogranicza sam siebie. Bo dlaczego na taki krok nie zdecydowałam się wcześniej? Dlaczego myśl o tym, że mogę biegać od siebie tak skutecznie odrzucałam? Dziś jestem sobie wdzięczna, że odważyłam się wyjść, że udało mi się zniszczyć fundament mojego myślenia.
Nie wiedziałam, że moja przygoda z bieganiem stanie się moim uzależnieniem na kolejne długie miesiące. Przez styczeń i luty starałam się biegać trzy razy w tygodniu. Wiadomo, zdarzały się sytuacje, kiedy nie było to możliwe. Uczelnia jednak nie zawsze dobrze wpływa na grafik dnia, a imprez też sobie w tamtym okresie czasu nie żałowałam. Jednak nie poddawałam się! Codziennie jestem lepszą wersją siebie, choć siedem miesięcy temu nie pomyślałabym, że kiedykolwiek coś takiego napiszę.
Ja kiedyś uprawiałam bardzo dużo sportu, miałam zajęcia z klasą sportową, która miała 8h wfu tygodniowo, dodatkowo domowe treningi.
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście sporo. Ćwiczyłaś coś konkretnego? :)
UsuńByłam niezła w biegach, chciałam nawet startować w zawodach i iść do szkoły sportowej, ale stało się inaczej ;)
UsuńŻycie jednak potrafi zaskoczyć nasze plany.
UsuńSama jakoś nie mogę zebrać się do regularnego uprawiania sportu. Niestety nie udało mi się pokochać żadnej z dyscyplin sportu. Wyjątkiem może być jazda na rowerze z którą względnie się lubimy i zazwyczaj nie umieram gdy przychodzi mi przejechać 10km, no chyba, że na trasie są górki.
OdpowiedzUsuńRower też lubię, ale niestety często wyjeżdżam i nie zawsze mogę sobie pozwolić na korzystanie z niego... Może kiedyś znajdziesz coś dla siebie. Mi zamiłowanie do ćwiczeń też nie przyszło od razu.
UsuńO kurde, to naprawdę robi wrażenie! Gratuluję i zazdroszczę tego zaparcia. Ja w liceum nie chodziłam na wf, przez trzy lata, a teraz mi się ma zacząć, ale nie wiem czy nie wybiorę jakiejś gimnastyki czy czegoś lekkiego :)
OdpowiedzUsuńTeż na studiach miałam do wyboru różne zajęcia sportowe. Oczywiście lepiej trafić nie mogłam - zapisałam się na ćwiczenia do najbardziej wymagającej babki na roku. :DD
UsuńNie pocieszasz mnie ;x chcę się na fitness zapisać, zawsze coś, a nie męczące znowuż tak :D
UsuńNo fitness może być spoko. :D Czas na takim wfie szybko leci.
UsuńOgromny podziw za ten styczeń i że do tej pory jeszcze nie zwątpiłaś w sens biegania :*
OdpowiedzUsuńStaram się motywować siebie na wszystkie możliwe sposoby. :D
UsuńFajnie, że Ci się to udaje, bo ludziom na ogół ciężko jest się zebrać w sobie i samemu się zmotywować, potrzebują bodźca z zewnątrz :D
UsuńU mnie ostatnio tym bodźcem z zewnątrz był zakup nowych spodni do biegania. :D
Usuńostatnio po pracy wybrałam się do swojego ulubionego sportowego sklepu jakim jest nike. kupiłam sobie nowy dres do ćwiczeń. spodnie, kilka koszulek, bluze na zimę buty na halę i te specjalne do biegania. lubię sport, lubię ćwiczyć choć nie zawsze jest czas po pracy, ale to jest dobre, to mi pomaga bo mogę choć na chwile się oderwać od problemów, od codzienności. po prostu mogę zapomnieć. a nawet ładny strój potrafi zmotywować człowieka :)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Mnie ostatnio zmotywowały nowe spodnie do biegania. :) To prawda, że sport potrafi sprawić, że człowiek na chwilę się wyłącza od codziennych obowiązków. A uczucie po skończeniu ćwiczeń jest nie do opisania.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńkobieto, chodź ze mną na siłownię! <3 przyda mi się ktoś taki jak Ty. :D
OdpowiedzUsuńZ wielką chęcią! Przyda mi się ktoś do towarzystwa. :D
Usuńmi to samo. :D nie mam z kim chodzić, a tak fajnie jest z kimś tak naprawdę dobrze poćwiczyć. zawsze jest lepiej jak ktoś Cię przyszpili.
UsuńNie ma to jak wzajemna motywacja. :)
Usuńtak naprawdę jesteśmy tylko ograniczeni przez samych siebie, przez nasze lenistwo, brak chęci czy motywacji, odkładanie wszystkiego na później. ja też się zbieram do ćwiczeń, szczególnie, że kiedyś dzień w dzień grałam w kosza, bo chodziłam do klasy sportowej. a teraz nie wykonuję żadnych ćwiczeń, kondycję mam marną i przybyło kilogramów...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że uda Ci się wrócić do sportu, bo dają on niesamowitą siłę do walki z codziennością, której obecnie potrzebujesz.
Usuńsuper :) ja też lubię sobie pobiegać ;)
OdpowiedzUsuńBieganie dobre na wszystko. :)
UsuńPodziwiam Cię :) I mam nadzieję, że odnajdę kiedyś w sobie taka motywację :)
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz, możesz wszystko. :)
UsuńNigdy nie lubiłam w-fu, moje zdrowie się do niego nie nadaje. Ale za to kocham fotografię.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znalazłaś swoją pasję. :)
UsuńO pięknej pasji piszesz - bliskiej również memu sercu :) Masz racje - ograniczenia są tylko w naszej głowie... trzeba mieć odwagę zrobić coś inaczej niż zwykle... Tak trzymaj :)
OdpowiedzUsuńCzasem, żeby coś zmienić potrzeba tak niewiele. :)
UsuńZazdroszczę Ci. Nigdy nie przepadałam jakoś za sportem, pewnie dlatego, że po prostu jestem w tym kiepska. Strasznie się zaniedbałam pod tym względem (tym bardziej, że w liceum nie ćwiczyłyśmy), a teraz czuję, że muszę coś ze sobą zrobić. Mój chłopak jest biegaczem, więc kilka razy z nim wyszłam "pobiegać". Chociaż nie wiem nawet czy można to tak nazwać, bo po 3-4 minutach miałam już dość ;p Z jednej strony czuję, że jest to coś, czego potrzebuje, a z drugiej ogranicza mnie nawet takie myślenie jak "nie mam co ubrać" i nie mogę się zebrać w sobie do biegania. Także jeszcze raz, bardzo Ci zazdroszczę i wytrwałości! :)
OdpowiedzUsuń